Może zacznę od wytłumaczenia domeny bloga.
'Gryfno frela' to po śląsku fajna dziewczyna. Tak sobie wymyśliłam w
przypływie twórczości czy może z braku wolnych domen? W każdym razie to też
hołd dla ślunskiej gwary, której tak bardzo mi brakuje i której tak bardzo nie
umiem używać.. Jeśli chodzi o przedrostek 'la' umiejscawia mnie on w Paryżu gdzie
obecnie żyję jako jeune fille au pair.
Postanowiłam zacząć tego bloga ponieważ dostaję dość dużo pytań od moich
znajomych i rodziny a to chyba najlepszy sposób żeby zmieścić wszystko w
pigułce.
To nie żaden blog lajfstajlowy tylko raczej pamiętnik (nie odpowiem niestety na pytania z serii 'jak żyć?' oraz jaką torebkę zabrać ze sobą gdy pada) więc raczej będę opisywać co mi się przytrafi i nie będę udawać że wiem o Francji więcej niż sami Francuzi.
Début
21.06
wsiadłam do busika na ul. krakowskiej z bagażem w którym spokojnie można by
zmieścić kilka trupów. Po tym wyczynie uznałam że wszystko jest możliwe. W
Gliwicach poraz kolejny zmagałam się podczas przesiadki, ale ostatecznie
wylądowałam we właściwym autokarze i rozpoczęłam 18-sto godziną podróż pełną
wrażeń…ja, mmmhm.
18 GODZIN w pozycji lemura oglądając 3 filmy polskie i jeden
katastroficznym (kierowca miał specyficzne poczucie humoru). Na miejscu (Place Concorde)
odebrała mnie Clarisse i pojechaliśmy odwiedzić Lui (11 lat) na szkolnym
festynie. Tak był zajęty loterią że nie bardzo sie mną przejał więc pojechaliśmy do domu gdzie rozłożyłam się w swoim pokoju i odpadłam na kilka godzin. Wieczorem poznałam resztę dzieciaków. Maelis
ma 9 lat jest bardzo bystra i gadatliwa. Bastien 4,5 troche nieśmiały i
zakochany w swoim lego-ninja. Rozdałam im prezenty (drewaniane modele autka i
statku) i zaczęliśmy je razem składać.
Nie wiem co się zmieniło od czasu gdy
byłam dzieckiem, ale wtedy wydawało mi się to znacznie prostsze. Auto udało nam
się poskładać, ale przy statku ponieśliśmy sromotną klęskę. Poznałam też
poprzednią au pair pochodzącą z Kolumbi. O. spędzi ze mna następny tydzień
ucząc mnie wszystkiego co powinnam wiedzieć. Mówi świetnie po francusku, ale
prawie nic po angielsku więc mówimy w czymś co przypomina wyrafinowane suahili.
Jest przemiła i bardzo pomocna, co nie zmienia faktu że nawet jej imie sprawia
mi trudność.
22.06
Dziś rano
Clarisse zabrała mnie na zakupy po warzywa na cały tydzień. Targ jest ogromny i
bardzo kolorowy. Można tam kupić wszystko od kosmetyków po ryby. Wchodząc do
głównej hali targowej od razu zostaje się przytłoczonym przez krzyki, jaskrawe
barwy i wielki wybór wszelakiego żarcia. Francuzi jedzą bardzo lekko i raczej
mało mięsa. Po każdym posiłku dzieci dostają jakieś owoce do przegryzienia i
wcale się nie buntują. Targ znajduje się w tej samej dzielnicy w której
mieszkamy czyli Clamart. Jest to raczej małe miasteczko przyklejone do Paryża.
Mają tu wszystko na miejscu, włącznie z własnym rynkiem i szkołami. Oddalone
jest tylko o 10-15 minut samochodem od centrum Paryża ale jest znacznie spokojniejsze.
Po południu C. zabrała mnie i dzieciaki na spacer żeby pokazać mi okolice i gdzie ewentualnie mogłabym wyprowadzać stado.
Clamart jest prześliczne. Zaraz na końcu ulicy rozpoczyna sie las i praktycznie otacza on całe Clamart. Jest pełen scieżek dla biegaczy i rowerzystów. Dużo ludzi wyprowadza psy i jakoś żadne (nawet wielkie wilczury) nie są na smyczy i nie mają kagańców. No kurcze liberté!
Po krzakach biegają dzieciaki i nigdzie ani śladu żulerskich zakamarków. Moje dzieci pewnie bym tam zostawiła i cieszyła się wolnością przez kilka godzin bo na prawdę jest tam co robić...wtedy zapewne ktoś by je porwał i koniec roboty-taka ze mnie au pair!
C. zaproponowała mi że po kolacji wybierzemy sie na krótką przejażdżkę po Paryżu. Śmiać mi sie chciało z samej siebie, ale robiłam zdjecia wszystkiemu i wszytskim. To chyba mój sposób na poradzenie sobie z tym przytłaczajacym swoją wielkością miastem.
Mam nadzieję że O. mi pomoże ogarnąć to metro bo w tej chwilii nawet przypadkowi turyści wydają mi sie bardziej zorientowani ode mnie.
U góry, B. wkurza swoją siostrę co chyba jest jego głównym zajęciem przez cały dzień.
Po lewej, panowie dziadkowie grają sobie w bule.
Notre Dame |
Louvre |
Metro |
Wiele osób pyta mnie też jak ja się właściwie dogaduje. Wątpia w mój wysoki poziom francuskiego :) ludzie małej wiary! da się...łaczenie angielskiego z francuskim jest bolesne dla uszu, ale tylko to mnie ratuje. Poniżej mała próbka naszych rozmów z C. i fragmenty Paryża.
ps. pewnie brzmię jak rosyjska prostytutka
Salut!
Powodzenia panno Clavel :)
OdpowiedzUsuńmerci! :)
Usuńdodam tylko że żadna ze mnie zakonnica
UsuńTak łaczenie z angielskim to świętokradztwo ale chcę więcej !!!! Zwłaszcza filmików jak MÓWISZ PO FRANCUSKU niż po angielsku ! ;P
OdpowiedzUsuńnadejdzie taka chwila ze nakręcą o tym film..z napisami
UsuńOla, nie brzmisz jak rosjanka... w sumie z początku mówisz tylko "o" xddddddddd
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci :) Udanego pobytu!
Hej,przejrzałam z zainteresowaniem Twój blog w poszukiwaniu info o Paryżu:) Widzę, że jesteś krótko ale może masz już jakieś rozeznanie, gdzie można się udać mając na wizytę w Paryżu 2 dni - czyli zwiedzamy ekspresem;), lub może znalazłaś już jakieś fascynujące miejsca - które nie figurują w oklepanych przewodnikach turystycznych:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Asia