środa, 28 sierpnia 2013

Bardzo cieżko narzekać kiedy jest w około ciebie tyle sera..



Moje 4 dni z rowerem dokładnie sobie zaplanowałam. Cała trasa dookoła jeziora to ok 50 km, ale postanowiłam na razie zbadać każdy z odcinków trasy. Sama trasa do Annecy jest tak niesamowicie przyjemna że popełniałam grzech rowerzystynumer jeden. Tj słuchałam muzyki na słuchawkach. No bardzo mądrze…ale droga jest tak świetna że po prostu nie mogłam się powstrzymać.  Te 20 km mija tak szybko że nie wyobrażam sobie c isnąć się w tym samym momencie w jakimś aucie. Od przyjazdu tutaj kusiło mnie jednak miasteczko po drugiej stronie jeziora, które widziałam z okna.  Już na początku trasy zrobiło się ciekawie kiedy spadł mi łańcuch a ja jak ta głupia krowa  nie mogłam sobie  ztym poradzić.
Co zazwyczaj robi głupia krowa? Tarasuje drogę. Tak też zrobiłam. Na szczęście pojawiła się para bardzo miłych Niemców (oksymoron) i pomogli mi założyć łańcuch (czy to nie zabawne : Niemcy+ łańcuch..mnie to bawi). Do Talloir jechało mi się świetnie choć była to trudniejsza trasa niż zazwyczaj. W połowie drogi nie mogłam się oprzeć i wlazłam do wody. 
Po szybkim objerzeniu Talloir postanowiłam zabrać się za szczyt górki u stóp której leży to miasto. Tym samym obrałabym drogę powrotną do St. Jorioz i zrobiła trasę dookoła jeziora. Zapomniałam jednak ze nie jestem z metalu i niestety w połowie góry zabrakło mi sił ponieważ nie przygotowałam się odpowiednio do tego wyczynu. Zjeżdżajac z tej góry pokonana i zmęczona nie zauważyłam, że ścieżka rowerowa się kończy i wrąbałam moją stopą w krawężnik. Krwawiąc malowniczo i wykrzykując obcobrzmiące przekleństwa dostarczyłam francuzom stojącym na przystanku obok niemałej atrakcji. 25km od domu bez plastra i bez wody musiałam improwizować. Nie dość że ten wspaniały bandaż trzymał się do końca to jeszcze wyglądał niesamowicie Nie sadzę że świat widział bardziej elegancki opatrunek niż z mokrej chusteczki i gumki do włosów z kokardką. Tak więc ta cholerna góra pokonała mnie odbierając mi zwycięstwo i fragment paznokcia. Powiedziałam sobie że jak nie przejadę tego punk tu na rowerze to ine wyjadę stąd i będę próbować aż do śmierci…no albo do utraty pozostałych paznokci. Ostatni 4 dzień przemyślałam dokładnie i zaplanowałam trasę dookoła jeziora tym razem próbując przejechać Punkt Śmierci z drugiej strony. Zaopatrzyłam się w jedzenie na drogę i bez żalu ominęłam ten idiotyczny przymus jedzenia obiadu o 12.Szczęśliwie okazało się że miałam rację i z drugiej strony podjazd był zdecydowanie bardziej przystępny. A potem to dosłownie było już „z górki”. Było to dobre uwieńczenie wszystkich wypadów dookoła jeziora.
Na następny dzień przyjechał do nas wujek dzieci . S. jest pół Francuzem pół Amerykaninem a mieszka..w Etopii. Był przemiły i mogłam wreszcie porozmaiwać płynnie w jakimś języku. S. jednocześnie stał się też moim łączem internetowym. To” łącze” wyglądało tak, że pakowaliśmy się do auta, każdy ze swoim laptopem i jechaliśmy razem do Annecy na piwo i internet. Naprawdę średniowecze…żeby trzeba było JECHAĆ po internet jak po zimnioki. Po drodze jednak urządziliśmy sobie ciekawe pogawędki o Polsce. Nie zaskoczył mnie. Ma mniej więcej takie informacje o Europie wchodniej jakie serwuje BBC. Pierwszym słowem jakie się kojarzy Francuzom z Polską to :komunizm. Potem jest jeszcze Walensa,Wódka,Shopen. W sumie to taka jakby nasza wersja zestawu :wino, kobiety i śpiew . Nie wiem nadal czy to ignorancja czy po prostu zdrowy wybór przydatnej w życiu wiedzy..
W ostatni weekend zaplanowaliśmy wypad na jedna z przepięknych gór otaczających jezioro. Ucieszyłam się bo kocham góry w każdej postaci .


Wybraliśmy Parmellan, góre która przypomina koronę. Widziałąm ją już wcześniej z mojego okna i zawsze miała królewska otoczkę z chmurek. Bardzo liczyłam na to że jednak tym razem będzie dość przejrzyście. Po 2,5 h całkiem przyjemnego podejścia . Strasznie się zawiodłam ponieważ na szczycie widać było tyle co w saunie i równie dobrze w każdej chwili mogłabym się spodziewać kogoś w ręczniku. Jedyne co pozwalało rozpoznać, że to faktycznie szczyt Parmellan to schronisko. 

Następnego dnia zaczęliśmy się pakować i w niedzielę rano wyruszyliśmy na wspomniane przez mnie już wcześniej południe. Cel trasy to miasteczko La Croix Valmer nieopodal St. Tropez. 7 h drogi i właściwie tylko dvd powstrzymało dzieci przed wzajemnym rozszarpaneim się...
c.d.n
Salut 

6 komentarzy:

  1. Promieniujesz radością jak reaktor w Fukushimie:)
    Autentycznie, aż się człowiekowi pyszczek uśmiecha patrząc na Twoją relację z 'życia na krawędzi'...
    Tak dalej! Big up!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aż reaktor zapłonął na czerwono ;)
      cieszę się ze Ci się podoba

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bonati, jak już będę bogatą nauczycielką (a pewnie stanie się to już w najbliższym czasie, czyli w ciągu jakichś 20 lat..Ale ile to jest w stosunku do wieczności?!) To jadę tam z Tobą. I będziemy miały autentycznie wino, kobiety i śpiew.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem pełna nadzieji! tutaj to w ogóle byś pewnie szybcie pracę znalazł (Sorbna ma wydział jpolskiego ):)

      Usuń
  4. Jakiej muzyki użyłaś w tym filmie Bonati? Taka jest...boska<3

    OdpowiedzUsuń