poniedziałek, 9 grudnia 2013

urodziny,Marie Christine i wycieczka na Montmartre

Ilość ferii i dni wolnych, które przytrafiają się francuskim dzieciom sprawia, że czuję wyraźną niesprawiedliwość i od razu zamieniłabym się z nimi na miejsca. Kiedy ja byłam w ich wieku każdy dzień, który udało nam się wyłuskać z sytemu był celebrowany. Tutaj dzieci wiedzą, że nie minie miesiac a już na pewno będą miały jakieś 2 dni wolne (strajk,święto narodowe,święto pracy itp.). W tym wypadku były to dwutygodniowe ferie jesienne (zapytacie ..co?!)...Tak, tak ferie jesienne, których sensu nadal staram się doszukać. Niemniej jednak w ten czas rodzice zwykle również biorą sobie wolne na kilka dni i wyjeżdżają czy to do Bretanii czy do swoich maison secondare. Moja rodzina postanowiła pojechać do Futuroscope. Jest to wielki futurystyczny park z różnego rodzaju kinami 3 D i 4 D znajdujący się na południu Francji.
Futuroscope
Niestety B. okazał się za mały na takie rozrywki co oznaczało, że miałam z nim zostać sama na 2 dni. Nie było by w tym nic specjalnego bo takie sytuacje już mi się zdarzały gdyby nie perspektywa moich urodzin. Udało mi się w tym poście użyć frazy "kiedy ja byłam w ich wieku" co automatycznie klasyfikuje mnie w kategorii starego próchna. Właściwie więc nie powinnam już obchodzić moich urodzin a na pewno nie robić z nich "wielkiego halo". Tutaj natomiast kiedy przychodzą takie momenty zdarza się mi odczuwać brak bliskich podwójnie mocno. Nie chodziło mi o jakąś celebrację tego dnia a jednie o tęsknotę za kontaktem z rodziną i przyjaciółmi. Mąły B. okazał się jednak bardzo posłuszny i chętny na wszystkie moje pomysły choć z racji jego wieku (kiedy to dzieci NIGDY się nie męczą) i mojej podstarzałości bywało ciężko. Kiedy rodzina wróciła udało im się mnie zaskoczyć ponieważ przygotowali dla mnie tort oraz prezent w postaci zestawu małych przewodników po Paryżu oraz suszarki do włosów. Był to bardzo miły wieczór zakończony degustacją nalewki, którą tu przywiozłam. Zapomniałam jedynie powiedzieć C. jak należy to pić (mały kieliszeczek) zanim nalała mi pół szklanki. Jak wiadomo butelka nalewki działa tylko w jedną stronę więc pozostało mi jedynie "nie zmarnować" wytworu mojej babci. W ramach moich urodzin odbyła się jeszcze jeden event. Spacer po Paryżu z kolegą zakończony w dość dziwnym stylu. Wracając z pod wieży Eiffla kolega I. opowiadał mi jak ciężko dostać w Paryżu fotel biurowy w rozsądnej cenie i że własnie jest na etapie intensywnych poszukiwań. Rozmawiając o tym nagle się zatrzymaliśmy ponieważ naszym oczom okazał się cud na miarę paryską właśnie. Stał przed nami idealny,skórzany fotel biurowy, pozostawiony od tak, koło kosza na śmieci. Kiedy już ochłonęliśmy z szoku zdaliśmy sobie sprawę, że nie jest to taki zupełny przypadek (choć nadal niesamowity zbieg okoliczności) ponieważ znajdowaliśmy się w jednej z bardziej szykownych dzielnic Paryża (16 dzielnica). Takie skarby prawdopodobnie wyrzucane są tu częściej. Jednak jako, że byliśmy już po 2 butelkach wina , uczciliśmy to znalezisko szalonym fotelowym zjazdem w dół jednej z tych eleganckich ulic.
Marie Christine
Mam nadzieje, że moje krzyki pobudziły śpiących tam burżujów i byli oni co najmniej kontent, że dostarczyli plebejuszom takiej rozrywki. Marie Christine  (tak ochrzciliśmy nasz nowy pojazd) dowiozła nas aż do stacji metra gdzie wzbudziliśmy ogólną wesołość. Ludzie czekając tam na metro co prawda już byli nieźle "rozweseleni", ale Marie-Christne pozwoliła nam nawiazać bardzo zabawne rozmowy z każdym kto był zainteresowany jej historią.  Wciśnięcie MC przez bramki wymagało pomocy ze strony naszych nowych znajomych.
W samym wagonie metera również zrobiliśmy coś a la tour de train pozwalając aby MC jeździła swobodnie po całym wnętrzu. Ostatecznie "dziewczyna" miałą niesamowite szczęście bo znalazła ona nowy dom i właściciela.
W tym samym tygodniu wybrałam się z koleżanką Aleksandrą na nocny spacer. Wylądowałyśmy na Pigalle gdzie lądują wszystkie dziewczyny bez konkretnego celu w życiu. Z tą różnicą, że my nie poszłyśmy tam zarabiać a jedynie pooglądać wystawy i zacząć wspinaczkę na opustoszały Montmartre. Słowo "opustoszały" brzmi dziwacznie kiedy mówię o turystycznej części Paryża, ale inaczej tego nie można nazwać. Ulice za dnia pełne turystów straganów i drobnych złodziei, nocą wyludniają się doszczętnie. Jest to dziwne uczucie, spacerować po Montmartre tylko we dwójkę. Idąc jednak pod górę znalazłyśmy kolejne cudo. Wózek sklepowy z Leader Price. Został on smutnie porzucony w połowie trasy. Prawdopodobnie ktoś się poddał próbując coś wwieźć na górę. Uznałam ze co jak co ale Aleksandra powinna zostać dostarczona na szczyt w iście królewskim stylu i zafundowałam jej przejażdżkę zaraz pod sam Sacre Coeur.Po drodze dołączyłą się do nas nawet pewna sympatyczna dziewczyna i pomogła mi pchać wózek przez jakiś czas.
Aleksandra na Montmartre
Oczywiście na szczycie doczepili się do nas Panowie Kamilowie* i już było po zabawie. Udało nam się jednak przespacerować po nocnym Montmartre i zaliczyć kilka kontemplacyjnych rozmów (bo do czego innego nastraja nocny Paryż?)
Z miejskich przygód mogłabym utworzyć całkiem niezłą powieść sensacyjną, ale nadal mam wrażenie, że moje pisanie nie oddaje nawet w połowie klimatu tego miasta. Gdybym pisała o samych superlatywach byłabym mało wiarygodna. Następny wpis poświęcę zatem na wypisanie niewątpliwych wad tego miejsca. Będzie to już coś innego niż zapiski niezadowolonego turysty. Tym razem mogę śmiało powiedzieć, że mieszkam tutaj już od 5 miesięcy i  czuję że mam prawo coś poważnie skrytykować.
Nie będzie to samo narzekanie. Będzie to narzekanie przyprawione szczyptą faktów.

*Pan Kamil taki mianem nazywamy Arabów ponieważ doradzono nam żebyśmy unikały określenia "arab" w rozmowach na ulicy. Osobiście uważam, że to istny cyrk żebyśmy musiały mówić szyfrem nawet jeśli używamy oficjalnej nazwy narodowości!
 ..(ale o tym własnie w następnym poście)

1 komentarz:

  1. "Pan Kamil" - I przyszedł ten czas, kiedy Twój blog stracił w moich oczach!

    OdpowiedzUsuń