wtorek, 25 lutego 2014

Biblijne wytłumaczenie zastoju na blogu.

Wyjaśnieniem tego zastoju mogłoby być na prawdę wszystko. Poczawszy od blokady twórczej, dwie chorób zbyt intensywnego wychodzenia weekendowego aż po zwykłe lenistwo...zamierzam to jednak usprawiedliwić o wiele mocniejszym argumentem...
..biblią.
Pewnego piątkowego wieczoru pełnego prokrastynacji, kiedy natrafiłam na bardzo zły trailer, bardzo źle zapowiadającego się filmu ('ten zły film' ), doznałam olśnienia. Co gdyby Noe był Włochem? Większość moich porzuconych projektów zrzucam zazwyczaj na karb moich cudownych korzeni włoskich, ale nie zdawałam sobie do tej pory sprawy jak wielkie konsekwencje może sprowadzić czyjeś pochodzenie. Jeśli biblijny potop był prawdziwy (proszę zwrócić uwagę na użyte przeze mnie sformułowanie "jeśli" a nie "gdyby") a Noe, dajmy na to, byłby pochodzenia włoskiego. Rozmowa z Bogiem wyglądałaby mniej więcej tak:

Bóg - Noe mój dobry i posłuszny synu. Zamierzam oczyścić ziemie z plugawych grzeszników i odbudować ród ludzki przy twojej pomocy
Noe -Wspaniale, będę zaszczycony mój Panie! Cóż mogę zrobić dla Ciebie Stwórco!?
Bóg-  Cudownie mój synu... Musisz jedynie...zbudować gigantyczną barkę przy pomocy tych prymitywnych narzędzi, ulokować na niej setki tysięcy gatunków zwierząt i czekać na na powódź, która wiadomo kiedy przyjdzie, ale nie do końca wiem kiedy odejdzie...
Noe-...e.tak właściwie Bogu to znalazłem ten wspaniały zestaw grafik w internecie, które koniecznie muszę teraz przejrzeć, ale zdzwonimy się ok? Odezwę się ciebie jak tylko ogarnę ten bajzel u siebie w pokoju..wiesz jak jest. Potem może jeszcze tylko obejrzę 30 razy Friends'ów i możemy ruszać z robotą.

Gdyby ktoś nie nadążał, to jest właśnie moje wytłumaczenie na nie pisanie postów przez ostatnie 2 miesiące.

Od sylwestra (filmik z sylwestra tutaj) , w czasie którego przyjechały do mnie dwie koleżanki z Polski oraz dziwnych momentów mojego życia we Włoszech, działo się właściwe dość sporo.
Udało mi się zapisać na kurs przygotowawczy do egzaminu wstępnego na Sorbonie. Odkryłam z koleżankami Polonię paryską przy okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy ze sztabem w polskiej szkole. Wydałam grube miliony na sławnych wyprzedażach po świątecznych. Kupiłam sobie ogórki kiszone w Paryżu ! Odwiedził mnie kolega poznany przy okazji wyjazdu do Amsterdamu. I to wszystko wymagało by szczegółowych opisów pełnych zabawnych sytuacji , ale tak jak mówiłam...cieszmy się, że nie jestem Noe.

Ps. czy powinnam utworzyć podstronę na facebook'u, gdzie zdjęcia z ulic Paryża umieszczałabym pewnie częściej i aktualizowała dużo łatwiej dzięki temu posty? 

3 komentarze:

  1. a utwórz podstronę, jak nie poczytamy, to sobie przynajmniej popatrzymy na ten Parysz... jesteś leń<3

    OdpowiedzUsuń
  2. pod warunkiem, ze na tych zdjęciach będziesz (przynajmniej przeważnie) Ty, a nie jakieś grube żabojady :)
    Jotha

    OdpowiedzUsuń
  3. ej Ola naprawdę sie pisze razem:D

    OdpowiedzUsuń